Poznaj naszego eksperta: Anna Dziadkowiec, Workplace Partner, Master Chief Wellbeing Officer [WYWIAD]
Jak workplace łączy się z wellbeingiem? Z jakich projektów jest najbardziej dumna, a które okazały się być dla niej ważną lekcją? Na czym koncentruje swoje działania w obszarze wellbeingu osobistego oraz wellbeingu swoich Klientów? I jakich rad udzieliłaby osobom, które dopiero rozpoczynają pracę z wellbeingiem w organizacji? Poznaj Annę Dziadkowiec – socjolożkę, badaczkę, konsultantkę i współzałożycielkę Workplace Team. Entuzjastkę wellbeingowego podejścia do miejsca i kultury pracy, która znajduje się w gronie pierwszych w Polsce posiadaczy tytułu Master Chief Wellbeing Officer!
Jak na socjologa przystało, Ania lubi przyglądać się życiu społecznemu z wielu perspektyw. W swoich obserwacjach skupia się na człowieku, od lat badając, jak funkcjonuje w różnych środowiskach pracy. Swoją bogatą wiedzą i doświadczeniem podzieliła się niedawno ze społecznością skupioną wokół Wellbeing Institute, Instytutu, którego misją jest podnoszenie poziomu wellbeingu ludzi i organizacji. Rozmowa odbyła w ramach cyklu spotkań „Wellbeing Cafe”.
Rozmawiała: Natalia Zwierzchowska
Moją dzisiejszą gościnią jest Anna Dziadkowiec – socjolożka, badaczka, konsultantka, osoba, która przypatruje się zachowaniom ludzi w organizacjach i buduje im fantastyczne miejsca pracy. Cześć Aniu, witam Cię serdecznie!
Anna Dziadkowiec: Cześć, bardzo pięknie to wszystko przedstawiłaś. Nic dodać, nic ująć!
Aniu, zaprosiłam Cię, ponieważ w naszym modelu, kole wellbeingowej organizacji, znajduje się miejsce pracy. Na początek jednak chciałam Cię zapytać, skąd w ogóle u socjolożki, osoby, która zajmuje się badaniem zachowań ludzi, pomysł na zajęcie się tematem wellbeingu? Bo nie ukrywam, jest to dość niestandardowe połączenie.
Anna Dziadkowiec: O, to ciekawe, bo mi się wydawało, że raczej dość bliskie. Powiem przekornie, że z przypadku, choć sama w przypadki nie wierzę. Trochę to wyszło z takich moich początkowych doświadczeń zawodowych, jeżeli chodzi o miejsca pracy. Podczas jednego z pierwszych szkoleń, które prowadziłam dla Klienta, poruszaliśmy kwestię ergonomii, wykorzystania biura, dbania o siebie. A ponieważ było to szkolenie anglojęzyczne, ten aspekt wellbeingu wkroczył dość naturalnie. Było to dla mnie o tyle ciekawe doświadczenie, że zaczęłam wtedy szukać informacji na ten temat – to było dobre kilka lat temu, jeszcze przed pandemią, więc wcale aż tak dużo ich nie było – i tak oto natknęłam się na Instytut. Wellbeing bardzo dobrze uzupełniał wiedzę o projektowaniu biur i architektoniczne, policzalne podejście do tworzenia miejsca pracy o aspekty totalnie miękkie. Więc to pierwsze spotkanie z wellbeingiem to rzeczywiście splot różnych wydarzeń, choć myślę, że to też stopniowo we mnie kiełkowało zanim się mocno zaangażowałam i weszłam na serio. I wtedy też się poznałyśmy.
No właśnie. Było to pierwsze szkolenie z Chief Wellbeing Officera, które wtedy jeszcze nazywało się HR Masterclass. To tam miałyśmy się okazję poznać, a ja po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć o tym, co robisz. Powiem szczerze, że od razu mnie to zafascynowało! Czym konkretnie zajmujesz się zawodowo jako Partner w Workplace Team? Co robicie, żeby tworzyć wellbeingowe miejsca pracy; żeby podnosić dobrostan ludzi w organizacjach?
Anna Dziadkowiec: W Workplace Team zajmujemy się szeroko pojętym workplacem (śmiech). I tu pojawia się kwestia kalki językowej, więc przyda się krótkie wyjaśnienie: tak jak z pojęciem wellbeingu, gdzie ten dobrostan jest różnie rozumiany, podobnie jest z workplacem. Workplace w dosłownym tłumaczeniu to po prostu miejsce pracy. Natomiast wchodząc głębiej, jest to znacznie szersze pojęcie. Dla nas workplace to nie tylko fizyczne miejsce pracy, czyli moje biuro, tudzież biurko w moim domu – bo też warto zwrócić uwagę, że ten workplace poprzez pracę hybrydową naturalnie w tym momencie “wchodzi nam do domów” – ale wszystko to, co się dzieje w firmie, w organizacji. To kultura, jaka się tworzy, to sposób, w jaki ludzie się ze sobą komunikują, jak pracują, jakie procesy tworzą, jak dbają o swoich Klientów. To cały ogrom doświadczeń, które firma wytwarza – celowo lub mniej celowo – oraz wszystko to, co tworzą jej pracownicy. Dlatego to nasze wsparcie workplace’owe jest też dużo szersze. Zajmujemy się tworzeniem strategii miejsca pracy – tak jak Wy, w Wellbeing Institute, tworzycie strategię wellbeingową, pewną politykę, wspólny program i całość, tak my zajmujemy się strategią miejsca pracy. Pomagamy również Klientom wdrażać czy to nowe modele pracy, czy jakieś zmiany organizacyjne w kontekście stylu pracy. Sporo też edukujemy, bo mamy poczucie, że ta wiedza z obszaru workplace nadal pozostaje wiedzą tajemną, elitarną. Naszym celem – i to sobie od samego początku jako Workplace Team powiedzieliśmy – jest tworzenie dobrych miejsc do pracy dla każdego. Tak żeby każdy człowiek mógł pracować w rozwijających i dopasowanych do siebie warunkach. Brzmi może górnolotnie, ale staramy się ten cel realizować na co dzień, w pracy z Klientami. Ostatnio na przykład wypuściliśmy publikację o tym, jak z perspektywy pracodawcy poradzić sobie w ogóle z pracą hybrydową; o co jeszcze możemy zadbać, żeby to doświadczenie było pełne, kompletne. Często też jesteśmy wsparciem dla architekta w momencie rearanżacji biura, czy też dla samego Klienta w chwili, kiedy tę decyzję o przenoszeniu się, czy też w obecnych czasach optymalizacji biura pod względem powierzchni, podejmuje.
A czy zdarza Wam się wspierać organizacje w tym, jak ludzie pracują z domu? To znaczy sprawdzać, czy te warunki pracy domowej są ergonomiczne? Doradzać, zrobić ogólny konspekt, jak to miejsce pracy w domu powinno wyglądać?
Anna Dziadkowiec: Nie skupiamy się stricte na ergonomii – od tego są ergonomowie. Natomiast w procesach badawczych – prowadząc ankiety, wywiady, warsztaty strategiczne czy kreatywne – naturalnie ten element biura domowego się pojawia. Często też dopytujemy, czy firma wspiera swoich pracowników w tym modelu pracy; czy daje jakąś wiedzę i narzędzia, czy raczej każdy działa na własną rękę. Bardziej więc doradzamy i pomagamy w tym, jak jeszcze możemy wyposażyć lub doposażyć pracowników, najczęściej w wiedzę, bo tak naprawdę co nam po najlepszym krześle, biurku, lampie czy monitorze, jeżeli pracownik nie wie, jak z nich korzystać lub krótko mówiąc, nie dba o siebie i na przykład bez przerwy, przez osiem godzin, siedzi przy komputerze.
Jak to, że z wykształcenia jesteś socjolożką, pomaga Ci w Twojej codziennej pracy?
Anna Dziadkowiec: Myślę, że jest to ogromna pomoc! Zawsze powtarzam, że socjologia to bardzo szerokie wykształcenie, nie zawód. To wykształcenie, które daje możliwość wykorzystywania wiedzy w różnych aspektach biznesu. Socjologia zajmuje się generalnie grupami – tworzeniem się grup, tworzeniem się wspólnot, działaniem tych grup, ale też patrzeniem na jednostkę, jak ta jednostka zmienia się w kontekście wchodzenia w daną grupę. To są w ogóle dla mnie bardzo ciekawe rzeczy! Ze studiów wyniosłam ogromne doświadczenie badawcze. Kiedy Klienci pytają, skąd będziemy wiedzieć, jak przeprowadzić tak duży proces jak na przykład zmiana biura – gdzie mamy do czynienia z wieloma pracownikami i mnogością perspektyw – dla mnie nie jest to przerażające, ponieważ posiadam narzędzia i wiedzę, jak pytać o pewne rzeczy i uzyskiwać adekwatne, prawdziwe odpowiedzi. Nie odpowiedzi poprawne politycznie. Uwielbiam ten moment, kiedy przyjeżdżam do biura Klienta po raz pierwszy i oczywiście już wchodzę w swoją rolę, analizując, co tam się dzieje, co to biuro komunikuje (bo każda przestrzeń coś komunikuje o jej użytkownikach!). Później, w procesie projektowania czy procesie badawczym, niektóre z tych obserwacji są podbijane, na zasadzie: “tak, rzeczywiście tak było”. Czasami jednak dzieje się wręcz odwrotnie – zauważamy pewne rzeczy, przyjeżdżając do biura, natomiast później okazuje się, że background tego, z czego jakiś problem wynika jest całkowicie inny. I to jest chyba najlepszy moment w kontekście badań, przynajmniej dla mnie, kiedy wiemy, że dochodzimy do sedna – odkrywamy, gdzie leży problem i dlaczego coś nie działa. Mnie w ogóle fascynują ludzie i wchodzenie w interakcje!
Czyli jednym słowem pomaga Ci w organizowaniu Twojej pracy, ale też w takim podchodzeniu do ludzi; zadawaniu stosownych pytań, żeby jak najwięcej informacji uzyskać, zanim jeszcze przystąpicie do Waszych działań. A z jakich zrealizowanych dotychczas projektów jesteś najbardziej dumna, a które były dla Ciebie ważna lekcją?
Anna Dziadkowiec: Myślę, że nam, ludziom, najbardziej zapadają w pamięć nasze pierwsze doświadczenia, a jednym z moich pierwszych doświadczeń workplace’owych, parę dobrych lat temu, była współpraca z pewną krakowską firmą IT. Firma ta stanęła przed klasycznym wyzwaniem – z konceptu startupu, trochę garażowego kulturowo, urosła do większych rozmiarów i potrzebowała wyjść do dużego biura. Miała ona jednak całkowicie inne podejście do tworzenia, a w zasadzie do zmiany miejsca pracy, ponieważ decyzyjność w tym obszarze została oddana w ręce pracowników. Prezes powiedział jasno: “daje Wam pewien budżet, powołajcie grupę projektową, wyłońcie ją z pracowników, no i podejmujcie decyzje. To biuro to miejsce dla Was”. I owszem, praca z dziesięcioosobowym tworem grupy projektowej bywała ciężka, zwłaszcza dla architekta, bo ktoś tę decyzję na koniec dnia musiał podjąć, jednak przedstawiciele działów tej firmy naprawdę chcieli działać; wspólnie wypracować nowy koncept i pomysł na tę firmę. Dla mnie samej to była spora lekcja; nauka nowego podejścia: “kurczę, no może spróbujmy, może uda nam się inaczej”. Bardzo dobrze wspominam tę współpracę, zwłaszcza, że po imprezie z okazji otwarcia biura, poinformowali nas, że wszystko super, ludzie są zadowoleni, ale… już potrzebują nowej przestrzeni. Pamiętam, że w następnym kroku przeprowadziliśmy badania ewaluacyjne, na podstawie których projektowaliśmy kolejne i kolejne piętra. Był to więc kontakt powracający; niesamowite doświadczenie. Drugi taki projekt, który utkwił mi w pamięci, polegał na rearanżacji biura pewnej firmy. Firma ta nie chciała się przeprowadzić, jedynie zrobić drobny remont, aby dostosować przestrzeń pracy do czasów bardziej hybrydowych. Widziałam, że Klient chce pewnych zmian, ale nie do końca, na zasadzie: “pomalujmy te ściany, poukładajmy inaczej, ale bez szaleństwa”. Pamiętam, że zadawaliśmy dużo pytań, podsuwaliśmy różne pomysły, natomiast nie wszystkie propozycje spotykały się z entuzjazmem. Wręcz przeciwnie – czasami pojawiał się opór. Po jakimś czasie architekt zaczął projektować przestrzeń, zmiany zaczęły się toczyć, a my otrzymaliśmy feedback od Klienta: “wszystko super, nie wiemy, dlaczego podeszliśmy do projektu tak bardzo zachowawczo”. Okazało się, że drobne zmiany nie tylko wydobyły potencjał ich biura, ale też pomogły Klientowi biznesowo. I to była dla mnie kolejna, ważna lekcja: nie warto się zrażać.
Myślę, że w tym pierwszym przypadku, o którym mówiłaś, czyli w przypadku firmy IT, oprócz tego, że pracownicy chcieli się zaangażować, warta uwagi jest również postawa lidera/ prezesa, który oddał im głos. Na czacie padło pytanie: “co sądzicie o turkusowych organizacjach? Czy znacie firmy, które faktycznie z takimi założeniami istnieją?”. Aniu, jakie jest Twoje doświadczenie?
Anna Dziadkowiec: Bardzo często na spotkaniach, zwłaszcza z zarządami firm czy z przedstawicielem zarządu, padają hasła: “my jesteśmy turkusowi”, “ dążymy do bycia turkusowymi”. Natomiast kiedy wchodzimy w proces i bliżej poznajemy organizacje, okazuje się, że w tym temacie jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Oczywiście istnieją w Polsce firmy, często mniejsze, u których jest to świadome podejście, ale one absolutnie nie nazwą się turkusową organizacją. Powiedzą raczej, że są nastawione na pracownika, na współpracę, współtworzenie… Gdybym miała podać książkowy przykład turkusowej organizacji w polskich realiach, to osobiście nie znam, a za granicą nie chciałabym się wypowiadać, bo jest to zbyt szeroki aspekt. Na przestrzeni mojej wieloletniej pracy na rynku workplace widzę, że sporo się zmienia i jest to ogromny plus, natomiast te zmiany nie są aż tak szybkie, jakby się mogło wydawać z nagłówków gazet.
Czyli to są na razie deklaracje, że jesteśmy turkusowi albo chcemy być turkusową organizacją, ale później, kiedy poznaje się taką firmę z bliska, okazuje się, że bardziej chcemy niż rzeczywiście jesteśmy; że gdzieś tam się nam to rozmywa.
Anna Dziadkowiec: Albo jest to pewien proces, który dopiero się zaczyna. I oczywiście z perspektywy zarządu, który musi myśleć strategicznie i jest nastawiony na cel, komunikowanie o tym jest naturalne. Natomiast z oddolnej perspektywy pracowników jest jeszcze cała masa działań, które trzeba wdrożyć, żeby tak się zadziało.
No dobrze. Chciałabym wrócić teraz na chwile do Twojego pierwszego spotkania z Wellbeing Institute w ramach szkolenia Chief Wellbeing Officer. Czy mogłabyś opowiedzieć nam, co dało Ci uczestnictwo w Akademii CWO? Co to wniosło w Twoje życie, dodatkowy pierwiastek czego?
Anna Dziadkowiec: Zmian. Wielu zmian, ale takich zmian ugruntowanych we mnie. Pamiętam, że kiedy jechałam na pierwsze szkolenie – wtedy HR Masterclass – to był ten moment, kiedy wellbeing we mnie kiełkował. W końcu dostałam zgodę i podjęłam wewnętrzną decyzję, że chce się tym zająć; że chcę dowiedzieć się więcej. Pamiętam, jaka byłam zaskoczona, kiedy usłyszałam, że noclegi są zapewnione w ramach szkolenia i wszystko będzie w jednym miejscu! Nagle okazało się, że z tymi samymi ludźmi mam się uczyć, a później jeszcze integrować po godzinach, gdzie te godziny aktywności też były bardzo różne. Byłam nastawiona, że tam pojadę, dostanę pewien pakiet wiedzy, którą sobie zapiszę, rozpiszę i done. I to był chyba taki moment przełomowy, kiedy uświadomiłam sobie, że można inaczej podchodzić do wielu rzeczy – do swojej pracy, do swojego życia, do siebie jako człowieka. Był to dla mnie duży zastrzyk energii. Poza tym poznałam inne osoby, które mają podobne rozkminy i też zastanawiają się, co można zmienić. Kiedy pojawiła się opcja drugiego poziomu, był to czas głębokiej pandemii, a szkolenie miało się odbywać w weekendy, totalnie zdalnie. Nagle z formuły, w której mamy kontakt, poznajemy się i spędzamy ze sobą dużo czasu, miałam się łączyć z całą masą obcych ludzi przez X weekendów, przyswajając nową wiedzę. To też było dla mnie ciekawe doświadczenie, również z perspektywy trenera. Obserwowałam, jak zawiązuje się grupa w takich warunkach – zdarza się przecież, że poruszane tematy dotykają takich dość nawet prywatnych, indywidualnych obszarów. I mimo że ten kontakt był mocno ograniczony, każda z nas – bo była to grupa wybitnie kobieca – czekała na te weekendy. Mogłyśmy się w końcu mentalnie wyrwać z domów i skupić na rzeczach trochę większych, ważniejszych niż codzienne, przyziemne sprawy. Więc dzięki temu nabrałam wiatru w żagle, ale też nabyłam narzędzi i posiadłam wiedzę, jak łączyć workplace z wellbeingiem. Tak naprawdę wellbeing świetnie uzupełnia się z moją działką; w zasadzie jedno wynika z drugiego. Nie bez powodu koło wellbeingowej organizacji zawiera też miejsce pracy! Ten drugi poziom wspominam z ogromnym sentymentem; dawałyśmy sobie nawzajem masę wsparcia. Tak było również podczas spotkań klubowych, podczas których rozmawiamy, jak jest u Was, co zrobiliście, jaki macie problemy. To bieżące dzielenie się pomysłami; silna społeczność, która na wzajem się wspiera. Wellbeingowcy to ludzie, którzy chcą chcieć. Każdy jest inny, każdy ma inną energię i motywację do działania, ale ta energia po prostu rozsadza sale!
Tak! To, co moim zdaniem istotne w naszych spotkaniach klubowych to to, że nie dzielimy się tylko naszymi sukcesami, ale też dajemy sobie przestrzeń na poszukiwanie wspólnych rozwiązań. Czasami coś nie idzie tak, jak się tego spodziewaliśmy i możemy usłyszeć, że nie tylko my borykamy się z jakimś wyzwaniem; że inna firma ma podobnie. Trochę odzieramy ten temat wellbeingu z całej otoczki piękna; pokazujemy, że nie zawsze jest fantastycznie. Oczywiście jest, ale jako osoby, które wdrażają wellbeing w organizacjach sami mierzymy się z różnymi wyzwaniami i ta przestrzeń spotkań klubowych ma nam do tego służyć. Wróćmy jeszcze na chwilę do naszego czatu, bo pojawiły się kolejne pytania. Jaki jest przykład najbardziej oryginalnego rozwiązania, z którym spotkałaś się w biurze? Czy były jakieś rozwiązania czy potrzeby, które zgłosiła Ci firma albo ktoś z firmy, które Ciebie samą zaskoczyły?
Anna Dziadkowiec: W projekcie, o którym wspominałam na początku – coś co nie sądziłam, że dojdzie do realizacji, bo pomysłów zawsze jest wiele, ale czasami przy budżecie czy pod presją czasu to się “wykrzacza” – był to pokój z workiem treningowym. Była to silna sugestia oddolna pracowników, którzy w obliczu ciągłej pracy przy komputerze i napięcia związanego z tą pracą, mieli potrzebę odreagować. Ten worek rzeczywiście znalazł się w specjalnym pokoju, choć z perspektywy akustyki całego biura było to spore wyzwanie.
Generalnie nie zaskakują mnie zgłaszane potrzeby, bo one wynikają ze świadomości, czego potrzebujemy do pracy. Często tłumaczymy zarządowi czy osobom odpowiedzialnym za projekt, że ankieta to nie jest kwestia koncertu życzeń. Jeżeli odpowiednio zadamy pytanie – czego potrzebujesz do pracy – to ludzie naprawdę wiedzą, czego potrzebują, żeby pracować lepiej, efektywniej. Owszem, każdy z nas jest inny, ale jeśli tylko damy możliwość wypowiedzenia się pracownikom, okaże się, że te potrzeby nie są nie wiadomo jakie. One są bardzo proste, tylko firma musi chcieć się na nie otworzyć. Nie pamiętam więc jakiś ogromnych zaskoczeń projektowych. Więcej mam takich doświadczeń, których nie udało się wdrożyć albo pracownicy oddolnie wprowadzali jakieś rzeczy do biura, poza wiedzą pracodawcy, tudzież osoby opiekującej się biurem. Natomiast dla mnie to bardzo mocny sygnał; komunikat: “potrzebuję tego, żeby pracowało mi się lepiej.
A czy mogłabyś podać przykład takiego zachowania?
Anna Dziadkowiec: Klasyką są wszystkie kąciki kuchenne! Kuchnie w biurach bardzo często są typowo miejscem, gdzie pracownicy mogą podgrzać posiłek, ale nie mają możliwości, żeby go zjeść przyjemnie czy wygodnie. W pokojach czy nawet na open space’ach, gdzieś za szafami, pojawia się więc dodatkowy ekspres dla zespołu, jakaś szafka z ciasteczkami lub innymi specjałami. Dla mnie to jasna komunikacja: “nie mamy jako zespół przestrzeni, żeby gdzieś wyjść, zjeść, żeby pobyć razem, celebrować sukcesy, a jest to także element naszej pracy”. Oczywiście zdarza się też lodówka schowana pod biurkiem, bo ktoś lubi mieć zimne mleko albo… akwarium (śmiech). Jeszcze nie wiem, o co chodzi z akwariami – nie mam na ten temat większej teorii, natomiast w wielu firmach nieoficjalnie pojawiają się akwaria. Na pewno jest to też naturalna potrzeba udomowienia przestrzeni; zrobienia czegoś po swojemu.
To pewnie też integruje, bo ktoś musi te rybki karmić; jest jakiś podział obowiązków.
Anna Dziadkowiec: Absolutnie! Kiedyś usłyszałam od pewnego pana konstruktora, że to jest też dla nich taki element relaksacji wzroku. Siedząc tyle przy komputerze, mogą się na chwilę oderwać i popatrzeć na rybki; sprawdzić, co tam u nich słychać. Dlatego o każdych zgłoszonych potrzebach informuję pracodawcę; mówię, że jest to sygnał, że ludzie czegoś potrzebują i że warto się nad tym pochylić.
Wcześniej pracowałaś jako pracownik etatowy, aktualnie tworzysz własną firmę, budując Workplace Team. Na czym teraz koncentrujesz swoje działania w obszarze wellbeingu osobistego, jak i wellbeingu Twoich Klientów?
Anna Dziadkowiec: Mam sporo rytuałów. Odkrywam i uczę się, że one są mi potrzebne. Na pewno pracuję dużo mniej. Mam taką możliwość i od początku, w gronie założycielskim Workplace Team, powiedzieliśmy sobie, że nie sztuką jest pracować dla pracy. Chcemy pracować dobrze i mądrze. Na przykład poniedziałek jest naszym dniem zespołowym. Staramy się wtedy nie umawiać spotkań z Klientami; zaczynamy tydzień od kawy i rozmów, jak spędziliśmy weekend i jak kształtuje się nasz tydzień. On później sam naturalnie przyspieszy, więc staramy się dbać o to, żeby poniedziałki były nasze. Mamy też dni pracy własnej. Nie umawiamy wówczas żadnych spotkań, nawet wewnętrznych i pracujemy w czasie i sposobie, w jaki chcemy. To są małe rzeczy, ale widzę, jak zmieniły nasze podejście do pracy i odpoczynku.
Cały czas też uczę się odpoczywać w taki sposób, który mnie regeneruje, a nie dodatkowo pobudza. To są takie aspekty, o które staram się dbać i o których staram się pamiętać. Po jednym ze spotkań klubowych spisałam sobie je na kartce i do tej kartki wracam co jakiś czas, zwłaszcza, gdy nie jest mi najlepiej. Sprawdzam, gdzie i co poszło nie tak, który punkt się zawalił, że niestety potem było mi trudno. To co mnie również buduje, to – powiedziałabym bardzo szeroko – odkrywanie świata. Poznawanie innych ludzi i ich perspektyw, podróże. Uwielbiam podróżować i śmieje się, że w opinii wielu dość dużo wyjeżdżam, chociaż w mojej nie tak często, jakbym chciała. Poza tym góry! Kontakt z przyrodą jest dla mnie ważny i potrzebny. To wszystko mnie buduje, ładuje, pozwala się przełączać między jednym kontekstem a drugim.
W kwestii budowania własnej firmy pomaga mi również mocne bycie tu i teraz. Kiedy jestem w pracy, to jestem w pracy, a kiedy jestem w domu, to jestem w domu i nie myślę o pracy. Wiem, że mam ludzi, którzy świetnie to zrobią i ja nie muszę być we wszystkim. Myślę, że to też taka lekcja pewnie dla wielu wellbeingowców: pozwolenie na przejęcie steru.
I oddanie odpowiedzialności, prawda?
Anna Dziadkowiec: Tak! Ale też taka świadomość, że jeśli robimy działalność wspólnie, pozwólmy sobie działać wspólnie. Paradoksalnie ja dość mocno zwolniłam. Bardziej świadomie prowadzę swój tydzień pracy i w ogóle swoją pracę, choć jest ona cały czas dość nieprzewidywalna. Natomiast jeśli chodzi o Klientów, staramy się szerzyć tę wiedzę workplace’owo – wellbeingową. Prowadzimy działania doradcze dla office managerów, HR-owców, działów facility, jak wykorzystywać biuro do wzmacniania poczucia wellbeingu. Zdarza się, że przychodzimy do firm, które mają świetnie wyposażone biura, ale to się nie dzieje; ludzie do nich nie przychodzą. W ogóle chyba najczęstszym pytaniem, jakie otrzymywaliśmy od Klientów w ciągu ostatnich dwóch lat było: “jak zachęcić pracowników do przyjścia do biura?”. Za każdym razem odpowiadaliśmy na nie pytaniem: “a dlaczego chcecie, żeby pracowali z biura?”. Cały czas staramy się pokazywać, jak wykorzystywać to, co już mamy, czyli często spisane narzędzia i strategie, do tego żeby wzmacniać doświadczenie pracowników; żeby to nie było od siebie oderwane.
Kiedyś usłyszałam, że biznes tworzą ludzie, a nie system, w związku z tym warto też, z naszej perspektywy, nie tworzyć jakichś chorych deadline’ów albo organizować kreatywnych spotkań w piątek o godzinie 16:00. Moje dbanie o wellbeing z Klientem to czasami komunikat: “proszę państwa, zatrzymajmy się w tym momencie, nie twórzmy kolejnego spotkania, bo to jest niepotrzebna strata czasu i energii, na coś, co nic nam nie przyniesie”. Podchodźmy do zadań elastycznie, partnersko, z taką pełną świadomością tego, co jesteśmy w stanie wypuścić, a co jest poza naszymi możliwościami i nie ma co się tym specjalnie krygować, martwić i przejmować. To jest takie stawianie granic, do którego momentu coś warto robić, a co już nie przyniesie efektu.
Przypomniał mi się właśnie przykład jednego z projektów – firma produkcyjna mająca duży budynek biurowy niedaleko hal produkcyjnych, chcąca stworzyć u siebie chillout. Cieszyliśmy się, że Klient jest otwarty na tego typu rozwiązanie do momentu, aż podczas spotkania, pomiędzy kawą a korytarzem, przez przypadek dowiedzieliśmy się od architekta, że ta strefa ma być zlokalizowana… naprzeciwko gabinetu prezesa! Chcąc z tego jakoś wybrnąć, wytłumaczyliśmy, że to nie jest efektywne – hałas, wieczne kolejki – lepiej byłoby umieścić chillout gdzieś na uboczu. Po czasie dowiedzieliśmy się, że owszem, strefa ta będzie zlokalizowana w jakimś ciemnym kącie biura, ale wstęp do niej będzie możliwy dopiero po odbiciu karty, a spędzony w chilloutcie czas będzie liczony. I to nam pokazało, że trzeba bardzo mądrze rekomendować pewne rzeczy, bo to, że mówimy, że jesteśmy otwarci nie znaczy, że nasza kultura organizacyjna, sposób zarządzania czy pracy na to pozwala. Czasami niektóre benefity mogą stać się wręcz karą dla pracowników.
Tak, nawet taką antyreklamą dla organizacji. Z tego też płynie myślę ważny wniosek, że poczucie kontroli wewnątrz organizacji jest bardzo silne. Bo jeśli taka strefa ma być albo na wprost biura prezesa, albo mamy kontrolować, ile czasu tam siedzisz i ile razy w tygodniu tam chodzisz, to poczucie kontroli widać, jest jednym z najważniejszych aspektów w organizacji. Na czacie pojawiło się jeszcze jedno pytanie – czy Wasze szkolenia skierowane są też do office managerów?
Anna Dziadkowiec: Tak, jak najbardziej. Z początkiem tego roku stworzyliśmy pakiet szkoleń otwartych, na które zapraszaliśmy każdego, kto był zainteresowany daną tematyką. Jesteśmy również otwarci na szkolenia zamknięte. Jeśli dana organizacja się do nas odzywa, możemy przeanalizować, co tam się dzieje i dostosować pakiet wiedzy oraz rozwiązań do tej konkretnej firmy. Celem, który chcemy realizować nie jest tylko tworzenie dobrych biur, ale również szerzenie wiedzy. Zależy nam na tym, żeby firmy same potrafiły pewne rzeczy wprowadzić i koordynować; żeby nasze szkolenie było tylko początkiem dobrych zmian.
Na rynku osób zajmujących się wellbeingiem wbrew pozorom nie jest jeszcze tak bardzo dużo. Mówię tu o ekspertach, którzy naprawdę długo siedzą w tym temacie. Gdybyś miała dać jakieś rady osobom, które dopiero wchodzą na ścieżkę pracy z wellbeingiem w organizacji czy własnej firmie, na co szczególnie zwróciłabyś uwagę?
Anna Dziadkowiec: Jakakolwiek możliwość zmiany w firmie, jest dużo lepsza dla pracowników, niż wycofanie się z tej zmiany. Często widzimy, że są pomysły, ale ich realizacja przerasta organizację albo brakuje zasobów i pewien krok zostaje wykonany, po czym robimy trzy kroki wstecz. Kiedy ktoś mnie pyta, jaki procent zmian w projektach jest z reguły wdrażana – 100 czy 80 – odpowiadam, że nawet jeśli 30% zostanie wdrożona, jest to 30% pewnej zmiany z benefitem dla pracowników, które daje początek do dalszego działania. Jeżeli wykonamy 100% zmiany, ale będzie to zmiana niepasująca do danej organizacji lub firma nie będzie potrafiła sobie z nią poradzić, to 100 tak naprawdę zamieni się w 0. Zatem nie bać się zmieniać, kruszyć betony lub czasem nawet obchodzić je na różne sposoby!
Dobry ratownik to żywy ratownik, a niestety wiele osób, które czują wellbeing w sercu, ma taką tendencję do pomagania kosztem swojej energii, swojego zdrowia i czasu. Warto więc zmieniać, działać, nie przejmować się, bo nawet najmniejsza zmiana będzie benefitem dla pracowników, ale też dbać o siebie w tym wszystkim; nie zajeżdżać się dla idei, tylko spojrzeć na efekty, też własne efekty i mieć świadomość zarówno własnych potrzeb, jak i ograniczeń. Na zasadzie: wiem, co u mnie działa i w czym jestem dobra, ale jeżeli coś jest poza mną, mogę po prostu zebrać większy zespół; zrobić to inaczej. W myśleniu grupowym jest siła!
Zwłaszcza, że w temat wellbeingu w organizacjach ludzie się bardzo chętnie angażują, pod warunkiem, że jest to im wytłumaczone w odpowiedni sposób, czyli po co my to robimy. Aniu, patrzę na zegarek i jesteśmy chwilkę po czasie, ale temat jest niezwykle ciekawy i też bardzo interesująco o tym opowiadasz. Widać, że jesteś w tym mocno zakorzeniona! Teraz chcę Cię zaprosić do zabawy. Będzie to seria pytań, gdzie ja mówię pierwszą część zdania, a Ty kończysz je swoją odpowiedzią. Chciałabym, żebyś spojrzała na te pytania z lotu ptaka, biorąc pod uwagę zarówno swoje życie zawodowe, jak i prywatne. Zacznijmy! Lubię kiedy…
Anna Dziadkowiec: Świeci słońce! To daje ogromną energię do działania, do życia.
Mój największy wellbeingowy sukces to…
Anna Dziadkowiec: Pewna zmiana, która zadziała się we mnie, ale też zmiana, która zadziała się w jednym z projektów, gdzie ludzie uwierzyli, że można inaczej; że warto chcieć i o to walczyć.
Podziwiam innych za…
Anna Dziadkowiec: Odwagę, nutę szaleństwa w codzienności, za wyznaczanie nowych standardów czy granic. I za zmiany, które potem prowadzą nas dalej.
Doceniam siebie za…
Anna Dziadkowiec: Och, moje ulubione pytanie (śmiech). Za pewien rodzaj wytrwałości, może czasem uporu i konsekwencji w dążeniu do celu. Kiedy dopada mnie zwątpienie to robię krok wstecz. Dla niektórych, z boku, może być to zaskakujące, ale ten krok wstecz pomaga mi przyjrzeć się temu, gdzie jestem i czy jest to miejsce, w którym chcę być. Zastanawiam się wtedy, dlaczego znalazłam się akurat tam i czy nadal mi na tym zależy. Z reguły to jest ten moment, po którym następuje totalne przyspieszenie działań.
I ostatnie, Aniu. Marzy mi się, aby…
Anna Dziadkowiec: Wiele rzeczy mi się marzy! Myślę, że w kontekście naszej rozmowy to może być jej podsumowanie: marzy mi się, żeby miejsca pracy – te, które tworzymy i w których jesteśmy – były miejscami przyjaznymi i rozwojowymi dla ludzi. Żeby przestały przypominać XIX-wieczne fabryki w swoich zasadach, skostnieniu, w takim bezosobowym podejściu, a stały się takimi miejscami, w których wzajemnie o siebie dbamy i nie boimy się powiedzieć, że chcemy inaczej; że potrzebuję coś zmienić, coś zrobić. Marzą mi się i taki projekty, i takie miejsca pracy, bo wtedy rzeczywiście ta energia do zmiany sama naturalnie się nakręca i to powoduje realną zmianę wokół.
Myślę, że to piękne podsumowanie. Bardzo Ci dziękuję za dzisiejszą rozmowę i za ten niezwykle ważny element w budowaniu wellbeingowej organizacji! Wszystkie osoby, które są z nami albo później odsłuchają tę rozmowę i chciałyby zadać Ani dodatkowe pytania, odsyłam na LinkedIn naszego eksperta albo LinkedIn Workplace Teamu. Myślę, że odpowiedzą Wam w szybkim tempie.
Anna Dziadkowiec: Jak najbardziej! Zapraszam i zachęcam do kontaktu. Wiem też po naszych spotkaniach klubowych, że czasem proste pytania czy aspekty nas nurtują, nie dając spokoju, a wspólnymi siłami naprawdę można wypracować bardzo szybkie rozwiązania. Jeśli więc cokolwiek się pojawia, zachęcam – na moim profilu na LinkedIn jest podany mój adres mailowy. Gdyby ktoś potrzebował dłuższej formy wypowiedzi, będziemy ogarniać, co tam potrzebne! Życzę Państwu dobrego tygodnia! I ponieważ już godzinę siedzimy przy komputerze zachęcam, aby wstać, rozruszać się, zmienić kąt patrzenia i odpocząć od monitora. Warto o siebie dbać, naprawdę. Krótkie przerwy w pracy są kluczowe!